Kiedy na świat przychodzi dziecko robimy wszystko, by nie tylko zapewnić mu jego potrzeby, ale również dbamy o jego bezpieczeństwo i spokój. Często bywa tak, że rodzice zatracają się w tej nowej rzeczywistości i trochę zaniedbują swoje własne potrzeby. Nie mówię tu o tych podstawowych i najbardziej potrzebnych nam do funkcjonowania, ale o tych drugorzędnych, które, choć często lekceważone, są gwarancją naszego komfortu psychicznego.
Zdrowie
i bezpieczeństwo to największe wyzwanie jakie stawia nam życie.
Szczególnie obecnie, kiedy każdy żyje w coraz większym pędzie. Nie mamy
czasu praktycznie na nic, więc szukamy prostych i skutecznych
rozwiązań. Niewątpliwie najlepszym zasobem do tego typu poszukiwań jest
internet, który i tym razem podpowiedział mi coś ciekawego.
Kiedy
jeszcze mieszkałam w Toruniu nie musiałam się martwić wracając późno do
domu. Ulice z każdej strony oświetlały przydrożne lampy, billboardy,
światła samochodów i lampy przy klatkach schodowych. Wszędzie było jasno
jak w środku dnia i późne, przedwieczorne, powroty ze szkoły czy pracy
nie stanowiły dla mnie problemu. Potem przeprowadziłam się na wieś, ale z
racji tego, że była właśnie końcówka lata jakoś też zbytnio nie
przejmowałam się tym tematem. Niestety lato szybko minęło, przyszła
jesień, po niej jeszcze smutniejsza i szara zima. I wtedy zaczął się
problem. Wędrując z domu do przedszkola lub odwrotnie nie musimy z Zuzą
pokonywać jakiejś zawrotnej odległości. Raptem 700 m. Jednak żeby
dotrzeć na miejsce musimy iść praktycznie przy samej drodze, co w
okresie jesienno- zimowym jest dość ryzykowne. Niestety wielu kierowców
podróżujących w tamtych stronach nie zwraca uwagi na nic dookoła tylko
mknie na złamanie karku, byle szybciej i byle głośniej. Co z tego, że w
okolicy właśnie spacerują dzieci. Przecież nikt nic nie zauważył.