06 listopada

Co niesie nam jesień


Nigdy nie lubiłam jesieni. Odkąd tylko pamiętam zawsze kojarzyła mi się z zimnem, lodowatym powietrzem łaskoczącym policzki i wszechobecnym deszczem. Oczywiście, piękna, złota jesień i to na wyciągnięcie ręki jest czymś wspaniałym, ale nie czarujmy się, w naszym klimacie z tym złotem to bywa różnie.  

Jesień była dla mnie czymś zbędnym, zupełnie niepotrzebnym.  Nie lubiłam, a wręcz nienawidziłam czerwonego z zimna nosa, deszczu pojawiającego się akurat wtedy, gdy trzeba wyjść z domu i tych warstw odzieży, którymi człowiek owija się szczelnie jak mumia, byleby ciało nie odczuło wiatru i chłodu. Z wielką radością marzyłam o tym, by zapaść, jak ten niedźwiadek, w sen, przespać to, co złe i obudzić się na wiosnę, gdy nieśmiało pojawiają się pierwsze słoneczne promyki. Zanurzyć się w cieple łóżka, pod ulubionym kocem i spać, spać, spać...

Mogłam tak marzyć bez końca... A potem przyszedł dzień olśnienia. Pamiętam go dokładnie. Wracałyśmy akurat z Zuzą z przedszkola, a że droga biegnie przez park, to skierowałyśmy się właśnie tam. Zuza uwielbia to miejsce! Jednak wtedy doskonale wyczuła, że coś się zmieniło. Rozejrzała się dookoła i zauważyła leżące w trawie zielone jeżyki. Przekładała je chwilę z rączki do rączki, by za chwilę już gonić za kolorowymi listkami. 




Widząc uśmiech na twarzy tej małej dziewczynki zaczęłam się zastanawiać, co ona widzi w tym wszystkim. Przecież liście to liście, za chwilę zgniją i będą do niczego. Kasztany? Zaraz zrobią się czarne i będzie trzeba je wyrzucić. Spacer nie, bo za zimno. Bo pada, bo wieje, bo nie ma czasu... W pewnym momencie zauważyłam, że do każdej drobnej radości na twarzy mojego dziecka ja dokładam kontrargument, zniechęcając do wszystkiego nie tylko siebie, ale i resztę rodziny.

Powiedziałam więc sobie hola, hola. Stop! To do niczego nie prowadzi! I postanowiłam spojrzeć na otaczający mnie, spowity jesienną aurą świat innymi oczami. Oczami Jej- najważniejszej, chociaż najmniejszej osoby w moim życiu. I wiecie co? Już nie tylko nie nie lubię jesieni, ale też zaczęłam dostrzegać w niej pewne atuty. Wstaję skoro świt, a wszystko dookoła domu oplata gęsta mgła. Wchodzę do kuchni i czuję zapach jabłek z cynamonem, śliwek i kremu z dyni. Spoglądam na blat, który zdobi wrzos i kolorowe świece. Wieczorami, w ulubionym kubku, parzę herbatę z malinami i cytryną i zatapiam się w ulubionym fotelu nadrabiając książkowe zaległości. Lub filmowe. Długie wieczory nadają się do tego doskonale. A co najważniejsze patrzę z delikatnym uśmiechem na córkę- jak robi wielkie, kolorowe bukiety, jak znajduje patyk i udając, że to magiczna różdżka robi "czary- mary", jak próbuje z wypiekami na buzi podnieść szyszkę tylko po to, by za chwilę rzucić ją daleko twierdząc, że boi się tego robaka ;) 



Czujecie już? Ja- taki przeciwnik jesieni i wszystkiego, co z nią związane  zaczęłam ją lubić i czekać z utęsknieniem jak nadejdzie i gdy będziemy mogły razem z Zuzą robić tyle fajnych rzeczy. 

A jak to jest u Was? Za co lubicie jesień?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI SKOMENTUJESZ TEN TEKST, A JEŚLICHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO- ZAPRASZAMY NA FANPAGE'A :) 
























2 komentarze:

  1. Ja lubię jesień głównie za jesienna modę. Te wszystkie cieplutkie swetry, cudne botki i szale to jest to!

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodkie ubranka!!Super wygląda.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 petite-stories , Blogger