07 stycznia

Dziecięca radość



Zimowy czas jest dość specyficzny. Niby zimno, ciemno i mróz szczypie w policzki, jednak grudzień ma w sobie wyjątkową magię. Uwielbiam szczególnie te kilka dni, kiedy mimo natłoku obowiązków i ogólnemu bałaganowi znajduję też chwilę na refleksję i przemyślenia. Święta zawsze kojarzyły mi się z rodziną siedzącą przy wspólnym stole, dzielącą się opłatkiem przy składaniu życzeń, śpiewającą kolędy i radośnie wypatrującej pierwszej gwiazdki na niebie.

Tegoroczna Wigilia miała dla nas szczególne znaczenie, bo były to pierwsze święta w naszym nowym domu. Planowałam te dni jeszcze przed przeprowadzką, zapisując wszystkie swoje fantazje w czarno- białym zeszycie. Oczyma wyobraźni widziałam piękną, kolorową choinkę stojącą w najbardziej zaszczytnym miejscu w salonie. Świetlne gwiazdki ułożone z prawie chirurgiczną precyzją. Najmodniejsze dekoracje, z których każda miała swoje przydzielone miejsce. Wspaniale pachnące wypieki na wigilijnym stole, wyglądającym na żywcem wyjęty z kolorowego magazynu. Wszystko było idealne, wręcz perfekcyjne. Zarówno przygotowania do Świąt, jak i świąteczne dni.


A potem...BUM! Przyszło zderzenie z rzeczywistością.


Choinkę ubraliśmy tydzień przed Wigilią, głównie ze względu na Zuzię, by mogła się z nią oswoić, a przede wszystkim nacieszyć. Nikt z nas nie mógł jednak przewidzieć, że będzie nam przy tym towarzyszyć dość uciążliwa jelitówka, która dopadła Młodą dzień wcześniej. Biedna lewo trzymała się na nogach, ale oglądała te wszystkie bombki, łańcuchy i inne cuda z takim zainteresowaniem, że w ogóle nie wyglądała na chorą. Przywiesiła nawet razem z Tatą kilka bombek i dzielnie towarzyszyła mu, pytając w kółko "tato, co robisz?". 



W końcu nadszedł tej najdłużej oczekiwany wieczór. Wigilijny. Można było trochę zwolnić oddech i po prostu cieszyć się wspólnymi chwilami z najbliższymi. I chociaż przygotowywania do niego przebiegały w dość nerwowej atmosferze, brakowało czasu na wszystko i dni mijały po sobie z zawrotną prędkością to jednak jest coś, co w tym roku zachwyciło mnie absolutnie. Zachwyt Zuzi nad każdą najdrobniejszą rzeczą. Kolorowa bombka, światełka zawieszone na kuchennych oknach, świąteczna reklama w telewizji, kolęda usłyszana w radiu. Za każdym razem, gdy odkrywała coś nowego miała taką minę, jak gdyby był to najcenniejszy skarb. Cieszyła się każdym szczegółem, każdym drobiazgiem. I nawet wtedy, kiedy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka i przyszedł Mikołaj z prezentami to ta mała dziewczynka cieszyła się z lizaka i słodyczy, a bardziej okazałe upominki nie robiły na niej wrażenia. To był dla mnie najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie zażyczyć na tegoroczne święta Umiejętność odkrywania radości z drobiazgów.









My dorośli żyjemy w wiecznym biegu. Często przytłacza nas nadmiar obowiązków, wijemy się między pracą a domem. Brakuje nam czasu dla siebie, a dla partnera przestajemy być partnerem, a zaczynamy być ledwie współlokatorem. Bo nie ma czasu, bo różne godziny pracy, bo się nie chce. Warto wtedy trochę zwolnić i stać się na chwilę dzieckiem odkrywającym bogactwo jakie daje mu świat. Urok tkwi w prostocie, prawda? Złap drugą połowę za rękę na spacerze, wymień czuły uścisk lub buziaka w przelocie, jak podczas pierwszej randki. Usiądź z dzieckiem pośród farb, z czystymi kartkami papieru i zanurzcie się w krainie kolorów. Spotkaj się z dawno niewidzianą przyjaciółką i plotkujcie, aż braknie wam pomysłów przy kawie i pysznym ciachu. Znajdź chwilę dla siebie. Na przeczytanie książki, która błagalnie spogląda z półki czekając na właściwy moment. Na spacer w samotności, z głową chłonną nowych pomysłów. Na kawę wypitą w kompletnej ciszy kiedy już mąż i dzieci wybiorą się na spacer. Na spędzenie choćby chwili tak jak lubisz. W taki sposób, by wyzwolić w sobie ukryte wewnątrz dziecko. Nigdy nie jest za późno, by wyzwolić w sobie dziecięcą radość. A Ty co dziś zrobisz, aby ją wyzwolić?


1 komentarz:

  1. Mnie również zachwyca przyglądanie się mojemu dziecku, które zachwycone jest jakimś drobiazgiem :). W ogóle uwielbiam spędzać czas z moim trzylatkiem :), bawić się z nim, rozmawiać i słuchać jego mowy, jeszcze trochę sepleniącej :).

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 petite-stories , Blogger